sobota, 23 stycznia 2016

S-21

W stolicy Kambodży - Phnom Penh, na rogu ulic 360 i 163 znajduje się kompleks czterech budynków szkoły średniej. Dwupiętrowe długie gmachy zamykają w rozciągniętą literę "u" plac, na którym dzieci mogły uprawiać ćwiczenia sportowe. Jest na nim również warsztat i inne gospodarcze pawilony. W latach 70. była to nowoczesna placówka, duma władz i radość dla dzieci.
 
W kwietniu 1975 roku do stolicy wkroczyła armia partyzancka Czerwonych Khmerów. Ich polityczne i społeczne plany były już od dawna gotowe do wdrożenia. Oparto je na ideologii Mao. Zakładały stworzenie idealnego społeczeństwa wiejskiego. Żyjącego bez żadnej formy własności prywatnej, w zorganizowanych komunach, oczywiście bez religii i zbędnej nauki. Wiedza miała dotyczyć jedynie organizacji pracy na roli i wykonywania podstawowych narzędzi do tego celu. Ideolodzy tej grupy chcieli stworzyć nowego człowieka, szczęśliwego przez zaspokajanie bazowych potrzeb życiowych, wolnego od pragnień i chciwości, wyzbytego zawiści. O co być zawistnym, czego pożądać, jeśli nic nie należy do nikogo.
 
Twórcy tej ideologii nie pochodzili wbrew stereotypom z dzikiej dżungli, chociaż faktycznie wyszli z niej - po latach partyzanckiej wojny, zdobywając kolejne tereny kraju. Wcześniej jednak byli absolwentami szkół paryskich. W latach pięćdziesiątych, kiedy Kambodża odzyskiwała niepodległość po okresie kolonizacji francuskiej, do Paryża wysyłano w ramach stypendiów małe grupki młodych Khmerów. To tam spotkała się cała elita przyszłych oprawców swojego narodu. Trafili w miejsce, gdzie Le Cercle Marxiste, do którego należeli, rozwijało się dynamicznie, tworząc młode kadry francuskich partii komunistycznej i socjalistycznej. Wierzyli, że można zmienić świat, w którym mniejszość silnych i sprytnych zawłaszcza cały majątek wyprodukowany rękami biednej większości. Wystarczy wyeliminować ten mechanizm, który rodzi w ludziach złe instynkty. Wyeliminować pojęcie własności oraz zredukować listę dóbr, które mogłyby być przedmiotem marzeń. Praca, jedzenie, odpoczynek - to wszystko, czego trzeba nowemu człowiekowi. 

Zdawali sobie dobrze sprawę z tego, że ich zapożyczona z Chin ideologia, jak każda inna, może mieć swoich przeciwników. Wzorem starszych systemów ugruntowanych przez Rosjan i Chińczyków musieli więc stworzyć aparat ucisku, który zawracałby niepokornych na dobrą ścieżkę.
Najwięcej fermentu, co oczywiste wobec założeń o społeczeństwie wiejskim, mogło powstać w miastach. Tu żyły grupy wykształcone, zgromadzone wokół poprzedniej, skorumpowanej władzy, jej urzędnicy, a także tajni agenci obcych mocarstw. Miasta były groźne, a przecież przestały być potrzebne społeczeństwu pracującemu wyłącznie w polu.

Na zjeździe partii, zwanej tu Organizacją, 20.05.1975 uchwalono podstawowe cele na najbliższy czas - ewakuować miasta - zamknąć wszystkie targowiska - zlikwidować starą walutę (ale nie wprowadzać nowej) - zamknąć klasztory i zapędzić mnichów do pracy - skazać na śmierć wszystkich ludzi starego reżimu - urządzić kooperatywy ze zbiorowymi stołówkami - wydalić z kraju wszystkich Wietnamczyków - wysłać żołnierzy na granice (zwłaszcza na wietnamską).

W związku z tym wszystkie miasta, tuż po zdobyciu władzy przez Czerwonych Khmerów, zostały poddane masowej akcji deportacyjnej. Pozwalając zabrać tylko tyle, ile można było samemu transportować, wyprowadzono niemal wszystkich, każąc im wracać w rodzinne strony, lub przydzielając miejsca pracy w tworzonych kooperatywach.

Budynki B i D.
Szkoła na rogu ulic 360 i 163 przestała pełnić swoją funkcję. Opustoszała, jak całe Phnom Penh. Trudno w to uwierzyć, ale ta tętniąca życiem stolica pozostała wyludniona przez kolejne cztery lata. Nie dotyczyło to oczywiście Organizacji i jej najważniejszych urzędników, tzw. Braci, oraz pracowników obsługujących te urzędy.

Brat nr 1 - Saloth Sar, który jako przywódca Czerwonych Khmerów przyjął imię Pol Pot
 - człowiek elokwentny z czarującym uśmiechem.
uchodźcy

Nowa władza musiała gdzieś zająć się niepokornymi. Na centralne miejsce rozprawiania się z wrogami Organizacji wybrano właśnie tę szkołę. W kraju utworzono wiele takich miejsc, ale S-21, bo taki kryptonim dostała nowa placówka, była szczególna ze względu na położenie w stolicy. Tu zwożono, choć nie tylko, szczególnie groźnych i ważnych wrogów.

Dla więźniów przygotowano krótki, prosty regulamin przesłuchań, tak aby w stanie wysokiego stresu mogli go zrozumieć.

1. Masz odpowiadać na moje pytania wprost. Nie unikaj moich pytań.
2. Nie próbuj ukrywać faktów przez udawanie tego czy tamtego. Nie wolno ci mnie zwodzić.
3. Nie graj głupiego, jesteś typem, który próbował powstrzymać rewolucję.
4. Masz natychmiast odpowiadać na moje pytania, bez chwili na zastanowienie się.
5. Nie opowiadaj mi ani o swoich wypaczeniach, ani o istocie rewolucji.
6. Nie wolno ci krzyczeć, kiedy jesteś bity albo rażony prądem.
7. Nic nie rób, siedź cicho i czekaj na moje rozkazy. Jeśli nie ma rozkazów, bądź cicho. Kiedy ci coś nakażę, zrób to natychmiast, bez protestu.
8. Nie opowiadaj mi o Kampuczy Krom, aby ukryć swoje sekrety i zdrady.
9. Jeśli nie będziesz się stosował do wszystkich powyższych reguł, otrzymasz wiele razów elektrycznym kablem.
10. Jeśli nie posłuchasz jednego z punktów mojego regulaminu, otrzymasz dziesięć batów lub pięć elektrowstrząsów.

Wchodzę na teren S-21, zwanego dzisiaj Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng spięty i przerażony. Wiem, co przechodzili więźniowie. Wiem, jakie eksponaty się w nim znajdują. Jestem przygotowany. Ale to tylko wiedza. Teraz czeka mnie konfrontacja z rzeczywistym obiektem, jego wyposażeniem oraz dokumentacją.
 
W pierwszym z czterech gmachów byłej szkoły na parterze znajdują się przestronne sale przesłuchań. W niektórych z nich, również w innych budynkach, wciąż wiszą tablice szkolne. W salach przesłuchań są tylko dwa meble: biurko pracownika bezpieki i metalowe łóżko, do którego wiązano ofiary. W jakiejś sali przewrócone krzesło. Nic więcej. Resztę wypełnia groza. Na podłodze pod łóżkiem wciąż widać ciemniejsze od posadzki plamy. Na łóżku jedynie komplet do krępowania kończyn - pręt zbrojeniowy i dwie podkowy na przeguby dłoni lub kostki stóp. W większości sal jest jeszcze jedno duże zdjęcie. Przedstawia ofiarę, którą znaleziono w danej sali w momencie oswobodzenia więzienia. Każda z postaci jest martwa, a jej ciało zniekształcone. Nie chcę opisywać szczegółów, ale są to dla mnie najbardziej wstrząsające świadectwa bestialstwa, które się tu odbywało.

Tablica szkolna w jednej z sal przesłuchań.
Łóżko w pokoju przesłuchań.
 Kiedy myślę o przywódcach tej zbrodniczej organizacji, widzę dobrze wykształconych, bezkompromisowych idealistów, którzy ze swoich stanowisk wydawali ludobójcze rozkazy. Ale tu, w tych salach spotykali się konkretni ludzie. Tu w oczy zaglądały sobie bezwzględne okrucieństwo i bezgraniczne przerażenie. Przy tych biurkach codziennie siadali ci sami ludzie, którzy zamieniali leżących przed nimi, spętanych innych ludzi w bezkształtną miazgę. Systematycznie, zgodnie z regulaminem, powoli, tak, aby przesłuchiwany mógł wypowiedzieć jak najwięcej oskarżeń przeciwko sobie i swoim bliskim. Kto nie zmarł w trakcie przesłuchań, był wywożony na pobliskie Pola Śmierci i tam kończył życie pod ciosami prymitywnych narzędzi. Dzień po dniu, rok po roku.

Nie jestem w stanie tego zrozumieć.

Tylko w tym jednym więzieniu zamordowano w okrutny sposób około dwudziestu tysięcy podejrzanych o zdradę rewolucji. Faktyczna wina nie była istotna. Wystarczyło podejrzenie. Dwadzieścia tysięcy w cztery lata to pięć tysięcy ofiar rocznie, a więc czternaście dziennie. Nie było tu jednak hitlerowskich metod zbiorowych mordów. Nie było również kulki w głowę jak w Katyniu. Każda z ofiar S-21 była indywidualnie torturowana i zakatowana na śmierć prymitywnymi narzędziami. Narzędzia te można oglądać w innych salach.


Budynek B z ustawioną przed nim szubienicą do zadawania tortur.
Jedno może racjonalnie tłumaczyć takie czyny. Pracownicy więzienia, strażnicy, śledczy, wszyscy podlegali temu samemu terrorowi. Za przewinienia, do których mogło należeć przyśnięcie na służbie lub zbyt intensywne torturowanie, prowadzące do przedwczesnej śmierci ofiary, stawali się więźniami z ostatecznym wyrokiem. W tym systemie nieistotna była rasa czy kolor skóry. Ważne było jedynie podejrzenie. Każdy z Khmerów mógł w jednej chwili stać się ofiarą. Być może ich oczy zawierały w sobie to samo przerażenie, które było udziałem ich ofiar.

Ściany wielu pomieszczeń Tuol Sleng obwieszone są setkami fotografii więźniów. Ze względu na ważność więźniów prowadzono skrupulatną dokumentację. Są wśród nich dzieci i starcy. Jest kilkunastu obywateli innych państw. Przeżyło tylko kilkanaście osób.

Oglądamy cele indywidualne. Małe klatki postawione w byłych salach szkolnych w nieudolny koślawy sposób z cegły. W nich przebywali niektórzy z więźniów. Pozostali leżeli zbiorowo na posadzkach, wspólnie nanizani za swoje obręcze na długie pręty. Zakazane były jakiekolwiek rozmowy. Dotyczyło to również strażników w odniesieniu do więźniów.

Cele indywidualne postawione w jednej z sal szkolnych.
Wychodzimy z Tuol Sleng smutni i zdezorientowani. Nic się nie wyjaśniło. Pytań "dlaczego", "jak", "po co" - jest w nas więcej niż przed wizytą. Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie takiego poziomu okrucieństwa w imię jakiejkolwiek ideologii. Jest w nas również więcej strachu i pokory wobec życia, które jest nam dane. Wiemy, że to niezrozumiałe "coś" nadal się dzieje. Przygasa i narasta w różnych miejscach na Ziemi. Jednak od wielu lat to wciąż jest gdzieś "tam". Nie mamy jednak najmniejszej gwarancji, że kiedyś, niedługo, nie pojawi się znowu tu.

 

4 komentarze:

  1. I pomyśleć, że "Człowiek człowiekowi zgotował ten los"...

    OdpowiedzUsuń
  2. tak się dzieje, gdy dochodzą do władzy ci, którzy uważają, ze mają monopol na wiedzę, rację, sprawiedliwość i wyznają jedyną słuszną wiarę
    smutne i przerażające i jakże zaczyna mi to coś przypominać ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele lat temu czytałam książkę Wiesława Górnickiego "Bambusowa klepsydra". Żadna książka przed nią i po niej nie wstrząsnęła mną tak mocno. To przygnębiające, że ludzie są zdolni do takiego okrucieństwa.
    Joanna Katowice

    OdpowiedzUsuń