wtorek, 9 lutego 2016

Kręgi

Wczoraj pożegnałem Krzyśka. Spędziliśmy razem 32 dni, 7 dni w tygodniu i 24 h na dobę, z krótkimi, nielicznymi przerwami na samotne przechadzki. Być razem tak długo i tak intensywnie to trudna próba. Cieszę się, że po raz kolejny sprawdziliśmy się jako drużyna, dając sobie oparcie i motywację.
Dzięki, Krzychu!

Jego podróż dobiegła końca. Moja wchodzi w drugą fazę. Samodzielną i skierowaną do wnętrza. Jeśli zwiedzanie, to własnych zakamarków. Jeśli poznawanie, to własnych uczuć i emocji.
Rozmowy wyłącznie z samym sobą.

Mogę tę podróż śmiało nazwać "Śladami Tomka w Krainie Uśmiechu".
Nie to, żeby Alfred Szklarski napisał kiedykolwiek powieść o tym tytule. Tytułowy Tomek to Tomasz Kryszczyński, autor książki "Wgląd", która stała się dla mnie inspiracją do odbycia drugiej części podróży. Książka poświęcona jest przede wszystkim buddyzmowi. W przystępny sposób, klarownym językiem wprowadza czytelnika w abc tej religii ze szczególnym uwzględnieniem therawady, która jest odmianą buddyzmu dominującą w Tajlandii. Autor w ciągu kilkunastu lat odwiedził wiele klasztorów buddyjskich, praktykując w nich, obserwując ich życie i notując obowiązujące w nich reguły. W książce opisuje szczegółowo kilka swoich doświadczeń, łącznie z adresami klasztorów i dziennym rozkładem zajęć.
Tomek mieszka pod Wrocławiem. Dzięki temu miałem okazję poznać go osobiście. Jest psychologiem i nauczycielem uważności. Przed wyjazdem do Tajlandii/Kambodży wziąłem, wraz ze swoją Muzą, udział w prowadzonym przez niego kursie. Bardzo wzbogacające doświadczenie. Polecam każdemu, kto szuka pogłębienia kontaktu z sobą i otaczającą rzeczywistością.
Z opisanych przez Tomka tajskich doświadczeń wybrałem dla siebie dwa. Jedno z nich jest tuż przede mną. Zaledwie kilometr od miejsca, w którym piszę te słowa.

Od wczoraj jestem na Ko Phangan, mniejszej siostrze znanej Ko Samui. Niewielka wyspa na całym swoim obwodzie otoczona jest szczelnym wiankiem ośrodków wczasowych, restauracji, barów, klubów i wszelkich innych przybytków, które mogą sprawić frajdę żądnym rozrywki turystom z całego świata. Wieczorem, kiedy spacerowałem wzdłuż wybrzeża, cała linia brzegowa wypełniona została intensywnym światłem i rytmicznym basowym dźwiękiem. Prawdziwy cyklon.

Zaledwie kilometr od brzegu w głąb wyspy, na niewielkim wzniesieniu, znajduje się oko tego cyklonu. Oaza ciszy i medytacji - klasztor Wat Kow Tahm. Jutro zamelduję się tam i, jeśli pomyślnie przejdę rozmowę kwalifikacyjną, poddam się siedmiodniowemu odosobnieniu, które rozpocznie się pojutrze.
Odosobnienie odbywa się przy całkowitym zakazie komunikacji werbalnej i wzrokowej. Przez siedem dni nie wypowiem ani jednego słowa. Nie nawiążę kontaktu wzrokowego z żadnym innym uczestnikiem programu. Nie będę korzystał z żadnych urządzeń elektronicznych. Nie będę miał jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym. Będę uczestniczył w codziennych naukach dotyczących buddyzmu i medytacji. Będę medytował z użyciem różnych technik - na siedząco, stojąc lub spacerując. Uprawiając jogę. Przez tydzień zanurzę się całkowicie w kontakcie z odczuciami, emocjami, dźwiękami i obrazami, które będą we mnie i wokół mnie. Będę starał się wyłączyć przeszłość i przyszłość. Jeśli nawet będę wspominał lub projektował, to postaram się przy tych myślach nie zatrzymywać, tylko pozwolę im swobodnie odpłynąć.
Osią medytacji buddyjskiej jest TU i TERAZ. To mój cel. Buddyzm nie jest dla mnie religią. Nie szukam żadnej boskiej pomocnej ręki. Ani tu, ani w żadnej innej religii. Nie rozważam więc zagadnień dotyczących cyklu samsary, czy boskości Buddy. Nie jestem zresztą pewien, czy On by sobie tego życzył. Buddyzm jest dla mnie oświeconą szkołą życia. Budda został oświecony, kiedy poczuł bijące serce życia, kiedy poczuł, czym jest pustka, czym jest przemijanie i jakie w związku z tym potrzebne są człowiekowi zachowania, aby mógł osiągnąć zrozumienie i spokój. Jest więc dla mnie buddyzm odpowiedzią na poszukiwanie spokoju i przez to - szczęścia. Do tego spróbuję zbliżyć się za murami Kow Tahm.

Milczenie nie jest dla mnie całkiem nowym doświadczeniem. Szykując się do odosobnienia w Kow Tahm, przypomniałem sobie, że w okresie licealnym przeprowadzałem różne eksperymenty. Poszukiwania. Jednym z nich był ślub milczenia przez tydzień lub dwa (nie pamiętam). Nikt mnie do tego nie namawiał ani mi nie towarzyszył. Sam sobie go złożyłem. Chciałem doświadczyć tego, jak to jest, kiedy nie można mówić.
Wytrzymałem ten okres, wprawiając w zatroskanie moją mamę, rozbawiając rówieśników i zbierając dwóje w szkole, bo wzywany do tablicy nie odpowiadałem na pytania. Potem na kilka dni przestałem chodzić do szkoły, żeby nie pogarszać sytuacji.

Pomyślałem, że właśnie zatoczyłem koło. Wracam do tego samego projektu, tylko ubranego w inną formę. Myślę - czy zatrzymałem się w rozwoju? A może życie jest spiralą, po której wspinając się coraz wyżej, zataczamy kolejne kręgi, wracając do tych samych miejsc, tylko na innym poziomie? To tak ładnie, kusząco brzmi...
Ale, nie! Dochodzę do wniosku, że jednak zatrzymałem się w rozwoju. Przecież wciąż się dziwię, fascynuję, poszukuję i eksperymentuję! Od wtedy przybyło mi czterdzieści lat, ale w tym względzie nie zmieniłem się! Ale fajne odkrycie. :)))
Jeśli kiedyś przestanę się dziwić i zachwycać, chcieć poznawać i kochać, to będzie znaczyło, że jestem trupem. Spokój mej duszy dopiero wtedy i tylko wtedy. AMEN.


Przypomina mi się jeden z genialnych tekstów Jonasza Kofty. Odszukuję go szybko w necie. Oto on:

Błogi spokój wyrówna mi tętno
Gdy się życia nauczę na pamięć
Wiosny czułej bolesne piękno
Pożyczoną poezją zakłamię
I nic we mnie, i nic koło mnie
Kiedy się dziwić przestanę
Kiedy się dziwić przestanę
Będzie po mnie.

Wyłączam się.
Over and out.
for a while...



9 komentarzy:

  1. Ojej, siedem dni bez żadnego kontaktu. Podziwiam i mocno trzymam kciuki bo ja zaczęłabym gadać sama do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ale, nie! Dochodzę do wniosku, że jednak zatrzymałem się w rozwoju." - ciekawa jestem bardzo, czy to pomyłka. Jeśli tak, to chyba freudowska: "... zatrzymałem się w rozwoju", czyli w stanie, kiedy wciąż się rozwijasz.
    Ciekawy eksperyment. I ciekawe, co zechcesz nam o nim potem opowiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Też jestem ciekawa eksperymentu, a życzę po prostu abyś znalazł czego szukasz.
    Zdjęcie bardzo mi się podoba, jest wstępem do tej ciszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już się cieszę na smakowite opowieści o tym doświadczeniu. Jestem bardzo ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, też bym chciała. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech moc, spokój, a przede wszystkim zachwyt i zdziwienie, będą z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  7. To będzie z pewnoscią ciekawe doświadczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Puk, puk, czas już chyba na powrót z z odosobnienia.
    I co to teraz będzie...

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń